|
|
Autor |
Wiadomość |
Kreator
Arcymistrz Gry
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 11:30, 06 Lip 2006 Temat postu: Kącik Literacki |
|
|
W tym temacie będę zamieszczał ciekawe sytuacje, ładne opisy oraz inne dokonania graczy, które same w sobie, za jakość literacką zasługują na premię w postaci punktów doświadczenia oraz na wyróżnienie. Starajcie się więc drodzy gracze, a i wasze opisy tutaj trafią. Zostaniecie oczywiście za to nagrodzeni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kreator
Arcymistrz Gry
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 11:31, 06 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Scena w Gospodzie „pod Dębem”
Elf złapał kotkę delikatnie za rękę po czym począł spokojnie prowadzić ją do łaźni. Woda rzeczywiście była już gorąca i przyjemna. Było tu mydło, szmaty by się wytrzeć oraz ten sam taboret co wcześniej. Elf lekko się uśmiechając podszedł do drzwi i zamknął je na zasuwę. Zerknął na wodę, które leciutko parowała. Na wieszaku zostawił chustę i kapelusz. Podszedł do dziewczyny, przekrzywił głowę, po czym zdjął z siebie koszulę. Stanął tak przed nią i lekko niewinnie podał ją Merenwen.
- To świeże plamy, nie powinno być tak źle. – uśmiechnął się tajemniczo.
Kotka zdjęła kapelusz, chustę i pelerynę. Ułożyła je nieco niedbale, ale możliwie daleko, żeby się nie zachlapały. Zakasała rękawy i zaczęła prać koszulę, od czasu do czasu zerkając na elfa.
- Więc jeśli chciałam, to dopięłam swego - zażartowała. Ponieważ zaś nastrój do wygłupów jej nie minął, prysnęła w jego stronę wodą, chichocząc wesoło.
Vistari odruchowo zasłonił się przed lecącą wodą, lecz mało mu to dało. Uśmiechnął się uwodzicielsko, po czym usiadł na krawędzi balii. Rozpiął pasek od swoich spodni, które też miał brudne.
- Jeszcze nie do końca ci się udało. Jeszcze mam na sobie spodnie i buty. – zażartował. Włożył rękę do ciepłej wody, lekko pomieszał. Była miła, przyjemna. W pewnym momencie chlusnął wodą w jej stronę, dość mocno, przez co kawał wody wylał się na jej głowę, bluzkę i spodnie. Stała w końcu przy balii, nie było to trudne.
- Jeśli chcesz, to spodnie też mogę ci uprać; cóż z butami byłby mały problem - uśmiechnęła się szeroko. Potem nie mówiła już nic, tylko przez dłuższą chwilę starała się wywabić plamy z koszuli. Tak jak wcześniej spoglądała na elfa od czasu do czasu, uśmiechając się lub mrugając wesoło zielonymi oczami o szerokich, kocich źrenicach, w których zapalały się szmaragdowe ogniki.
W końcu wyciągnęła czystą koszulę z balii i powiesiła ją na brzegu.
- Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać, jeśli... Wiesz, mnie też przydałoby się wyprać - zażartowała, mocując się z haftkami swojej koszuli.
Elf po prostu znieruchomiał. Jego zielone oczy otworzyły się szeroko i wpatrywały się w kocicę. Uśmiechnął się kącikami ust, po czym wysunął ręce do Meren. Spokojnie zaczął jej pomagać zdjąć koszulę, szepcząc tylko drżącym głosem - Pomogę ci.. Najpierw robił to nieco nieśmiale, udając, że tylko pomaga kotce zdjąć koszulę, by mogła ją wyprać. Po chwili jednak sam siebie zbluzgał w myślach, bo przecież niepodobne było, że jeszcze udawał, że wziął ją tutaj tylko po to, by wyprała mu ubranie. Zszedł z balii, stanął przed nią i nie przerywając próby zdjęcia z niej koszuli podsunął swoją twarz do niej. Najpierw głęboko popatrzył w jej piękne, kocie oczy, potem zahaczył nosem o jej nos, a na koniec wyszeptał:
- Jesteś piękna.
I pocałował ją w usta, złączył jej ze swoimi wargami i całował namiętnie. Wcale nie miał ochoty przerywać tego pocałunku, nie przerywał więc.
Merenwen objęła elfa i przybliżyła go do siebie jeszcze bardziej; ona również nie chciała, aby ta chwila się skończyła, więc starała się, aby każdy pocałunek trwał jak najdłużej. Jednocześnie zaś mocowała się ze spodniami Vistariego; wprawdzie fakt, że były już bez paska, ułatwiał nieco sprawę, ale i tak dla niej trwało to stanowczo za długo. Później zaczęła odpinać własne spodnie, przez myśl przeszło jej jeszcze, że trzeba pozbyć się butów, buty były nie na miejscu. Tak, pomyślała, najpierw moich spodni, a potem jego butów; wtedy zdolność do jakiegokolwiek myślenia opuściła ją całkowicie.
Vistari i Merenwen mocowali się ze swoim ubraniem. Mężczyzna całował jej usta, nos, policzki, nawet oczy. Na chwile usta były niżej całowały jej piersi, dekolt, chwilę ssały jak usta dziecka. Dreszcze przechodziły przez ciało dziewczyny. Ręce delikatnie głaskały ją, czuła jak pieszczą plecy, dotykają nieśmiale pośladków, palce wplątują się w jej bujną fryzurę. Potem Vist na chwile przerwał, odsunął się troszeczkę, lecz jego spojrzenie było przy niej. Zerkał i podziwiał. Nie czekał już ani chwili dłużej. Elf ujął za rękę swoją kochankę, po czym spokojnie wszedł do balii. Był pewien, że ona pójdzie za nim. Tam jeszcze raz się do niej obrócił, po czym przytulił, objął ją. Pocałował ją namiętnie, a ich ciała czuły coraz bardziej płonący między nimi ogień, oraz wodę, która parą gorącej wody nawilżała ich skórę. Powoli usiali, ona na nim, opierając się o jego biodra. Zanurzyli się nie tylko w gorącej wodzie. Na ten moment stali się jednością, korzystając z wspólnej namiętności. Jeżeli ktoś stał pod drzwiami, z pewnością usłyszał ich rozkoszne jęki. Nie obchodziło ich to, czy ktoś ich usłyszy. Chcieli siebie poczuć.
Pozwolili sobie potem, by na chwilkę zasnąć. Wtuleni w siebie odeszli do krainy snów.
Nagroda: 30 exp (Vistari, Merenwen)
Komentarze: Bardzo ładne metafory, widać że udało wam się opisać namiętną noc bez wulgaryzmów i śmiesznych wyrazów, które są tak pospolite w seksualnym słowniku polaków.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kreator
Arcymistrz Gry
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 10:04, 11 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Uszy podniosły się ku górze „czy to nie był przypadkiem…” pomyślała, serce zabrzmiało głośniej w piersi, z ulgi. Barmanka odpowiedziała na wezwanie. Irma udała się za nią na piętro. Kobieta weszła do pokoju, Irma poczekała na nią, weszła dopiero, gdy tak już wychodziła. Drzwi zamknęły się, Irma rozpoznała Łowce Goblinoidów, natychmiast podbiegła do siedzącego krasnoluda, uklękła przed nim na ziemi, kładąc swą głowę na jego nogach.
- Jak się cieszę, że cię znalazłam Brondusie
Przepraszam. Ale nie wiem kim jesteś. - Wymamrotał krasnolud pod nosem. - Czy mogłabyś zejść z moich nóg bo nie mogę się ruszyć a strasznie boli mnie ramie. Zapewniam cię, że później będzie dużo czasu na przytulanie. - Brondus zaczął wychodzić z objęć dziewczyny, ale nagle zasyczał z bólu - Znowu ta ręka. Ile będę musiał się z nią męczyć do cholery
Mętnym wzrokiem przewracała niepewnie oczyma na boki. Brondus delikatnie starał się ją odsuną. Nie wiedziała, co powiedzieć, z pewnością długo się nie widzieli. Wyprostowała się powoli, starając się nie zwiększyć dawki bólu krasnoludowi.
- Pokaż.. Może zdołam ci pomóc, o ile pozwolisz?
Po chwili dodała cicho, spod nosa, patrząc na oczy Brondusa...
- To ja Irma, wujku.
Chciała zobaczyć ranę, jednak nie wiedziała czy ten jej na to pozwoli..
Irma. Irma O'Carroll. - Można było zobaczyć, że zrobiło mu się głupio. Jak mógł nie poznać tej wyjątkowej kociej dziewczynki. Ale przecież minęło tyle lat. Myślałem, że nie żyjesz, tyle lat cię nie było gdzie się podziewałaś.
Teraz była już pewna, że to On, przy drzwiach wiele nie widziała, prócz jego rudawej brody. Usłyszała pytanie, po czym usiadła na podłodze.
- Tej nocy, gdy mnie porwali... Trafiłam na statek, nie wiedziałam gdzie płynę i w jakim celu. Obudziłam się w dziwnym miejscu, wszyscy ci, którzy płynęli ze mną pewnie też byli porwani... Wszyscy zakuci kajdanami i związani sznurami... Po wyjściu na ląd piasek palił mnie w stopy, byłam na arenie, nie rozumiałam, czego ode mnie chcieli, mówili w nieznanym mi języku. Bardzo się bałam, potem pewien Panicz mnie wykupił... Służyłam mu przez 8, czy 9 lat... Wreszcie udało mi się uciec, pomógł mi jeden ze strażników cesarskich... Wiłam się po oceanach, aż wreszcie trafiłam do Eriopolis… – westchnęła, ocierając policzek. Jej oczy pobłyskiwały od wilgoci. Patrzyła na podłogę, jej lewa ręka bezwładnie była trzymana przez krasnoluda.
Chodź dziecko zjedz coś i odpocznij. Dzisiaj nie jestem w stanie z tobą rozmawiać. Jutro opowiesz mi o wszystkim dokładnie.-Brondus podał trochę jedzenia kotce, a sam położył się na łóżku. -Musisz odpocząć i nabrać sił. Jutro na pewno porozmawiamy.
Irma przytaknęła. Zjadła danie, gdy ten już przysnął, opatrzyła go nie budząc, po czym położyła się przy nim, czuwała przez dłuższy czas i usnęła. Była wyjątkowo wycieńczona.
Brondus przebudził się. Zobaczył, że dziewczyna śpi koło niego. Biedne dziecko pomyślał nie wie jeszcze co przytrafiło się jej rodzicom. Krasnolud lekko szturchnął Irmę.
-Przepraszam, że cię budzę ale muszę przemyć ranę, a do tego strasznie chce mi się szczać.- Powiedział uśmiechając się i próbując wstać.
Irma otworzyła mgliste oczy. Usiadła, wzięła Brondusa pod pachę, owijając się jego dłonią i wspomogła go. Chwile później byli w łazience, posadziła go na drewnianej desce z dziurą w środku. Po czym zaczęła pompować wodę do kotła.
- Dziękuję ci dziecko jesteś wspaniała. Ale mam prośbie jak będę miał wchodzić do bali odwróć się na chwilkę.-Brondus siedział spokojnie i czekał na chwilę w której będzie mógł odprężyć się w ciepłej wodzie. Nagle pomyślał.- Jak powiedzieć jej o stracie rodziny? Jak mogę ją tak załamywać.
Brondus poczuł delikatne dłonie Irmy na swych plecach. Namoczyła szmatkę namydliła, po czym, zaczęła powoli go obmywać, starając się nie zadać mu bólu. Widziała jedynie jego masywne plecy. Wiele razy w ten sposób myła panicza, w bali, razem z innymi, którzy podzielili jej los. Nie wyglądała na zmartwioną, w każdym razie nie bardziej niż zawsze.
- Kto cię tak skrzywdził? - spytała krasnoluda.
-Jakiś dwóch bandytów na trakcie chciało pozbawić mnie pieniędzy. Ostrzegałem ich ale nie słuchali. Teraz ich ciała leżą gdzieś koło drogi. Ale ja nie wyszedłem z tego bez szwanku. Jakby nie mieli tej kuszy biegałbym teraz po lesie i zajmował się tępieniem tych zielonoskórych śmieci. No zapomniałem jeszcze o tym psim synu który zabawiał się w medyka i wyrwał mi bełt z ramienia. Niech go tylko dorwał. Ah co ja tam będę gadać lepiej ty mi opowiedz jak dokładnie wydostałaś się z niewoli. Mam nadzieję, że uda nam się wynagrodzić to temu strażnikowi.
Umarł ugodzony strzała w pierś, na pomoście u brzegu. Przynajmniej to widziałam, uciekaliśmy we mgle. - obmyła plecy, przeszła na ramiona.
- Wuju… czy jak wyzdrowiejesz, pomożesz mi dojść do mej wioski? Wiesz, nie za dobrze widzę, a w drodze sporo może mnie spotkać. Bardzo zależy mi na zobaczeniu się z Mamą... i Tatą… wiesz może, co u nich?
Nagle krasnolud posmutniał.-Niestety juz się z nimi nie spotkasz, ponieważ oni nie żyją. Twój ojciec po porwaniu zaczął poszukiwać cię na własną ręke. Był doskonałym wojownikiem ale cały ten stres spowodował braki w jego umiejętnościach. Chodził rozkojarzony. Kiedy usłyszałem, że leży nieprzytomny w jednym z zajazdów od razu tam wyruszyłem. Nie żałuj łez dziewczyno.-Brondus odwrócił się i przytulił Irmę.-Nie żałuj łez. Kiedy dotarłem na miejsce cyrulik próbował powstrzymać krwawienie, lecz nieudało się. O mały włos sam medyk nie stracił głowy. Na szczęście przytrzymało mnie kilku bywalców karczmy. Twoja matka zachorowała z rozpaczy i zmarła około cztery miesiące później. Kiedy twój ojciec umierał obiecałem mu, że cię znajdę i zaopiekuje się tobą.-Przytulił ją mocno nie zwracając uwagi na zranione ramie.- Nie żałuj łez. Ludzką rzeczą płakać jak mówią.
Gdy Irma zrozumiałą słowa, wypowiedziane z wnętrza brody Brondusa. Coś się w niej złamało, coś, nie wiedziała dokładnie, co zabolało ją tak mocna jak jeszcze nigdy wcześniej. Przystała na chwilę, jej ręka zamarła na plecach krasnoluda. Chyba nie rozumiała, a jednak była w pełni świadoma treści przesłania. Jej oddech stał się ciężki, oczy zapełniły się ciepłem.
-…nie żałuj łez dziewczyno. – usłyszała. Obrócił się i objął ją w swe raniona. Nie, nie chciała… to nie miało być tak *myślała. Przez chwilę szarpała się z krasnalem, starała się wyzwolić z uścisku, po czym przestała.
Przypomniała sobie jak matka całowała ją w czoło przed snem, jak ojciec opowiadał swoje przygody przy ognisku. Jak robiła pierwsze kroki w pichceniu (po omacku), jak ojciec wziął ją na ryby. Nigdy nie widział ich twarzy.
- Nie żałuj łez… - pokój zawirowała, wszystko stało się jednym. Gorycz została przepełniona, najpierw jedna łza… to za siebie, następnie poleciała cała seria, łkając po cichu wtuliła się w brodę wujka… to za stracone lata, których już nie ma szans odkupić, za te chwile, gdy powinna być z matką, za te chwile, gdy powinna być z ojcem, za te chwile, gdy powinna być z obojgiem.
- Nie żałuj łez. Ludzką rzeczą płakać, jak mówią –
Weszła do balli, położyła się razem z Brondusem, kładąc głowę na jego brodzie. Drżały jej ramiona.
- Wuju..- zamknęła oczy, mimo że i tak nie wiele widziała.
- …czy mogę tu z tobą posiedzieć chwilkę? - było jej tak dobrze w ramionach wuja. To było najprzyjemniejsze i najboleśniejsze uczucie od 9 lat. Jednak dobrze by było gdyby potrwało jeszcze trochę…
Nagroda: Irma 30 exp, Brondus 20 exp.
Komentarze: Bardzo ładna scenka, podoba mi się. Ta, jak Irma dowiaduje się, co się stało z jej rodzicami. Brawo. Jest niestety też parę minusów. Brondus miał sporo błędów, dlatego dostał mniej punktów. Zapomina też czasem o spacji, szczególnie przed i po pauzie. Do Irmy mam tylko jeden zarzut, ze kończy swoje wypowiedzi za każdym razem pauzą, nawet jeśli nie jest to potrzebne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kreator
Arcymistrz Gry
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 12:20, 11 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Kiedy Lynne weszła do balii, woda byla letnia. Jednakże nie przeszkadzało jej to, choć miała w swym zwyczaju spędzenie czasu we wodzie tyle, ile się dało. Teraz stwierdziła, że w miarę szybko się umyje, po czym posiedzi. Jak pomyślała, tak zrobila. Umyła włosy i całe ciało, a wyszła z wody, gdy ta zrobiła się prawie zimna. Wytarła się, założyła prostą, granatową, za kolana suknię. Sen, jakby zniknął i wróciła do sali, w której siedziała, zabierając sakwę. Chciała zobaczyć, czy mężczyzna, który wcześniej tam siedział i jadł, dalej tam jest.
Kiedy go zauważyła, podeszła, uśmiechnęła się i spytała:
-Czy nie przeszkadzałoby ci, gdybym się przysiadła?
- Tak, oczywiście. - uśmiechnął się zza kufla szybko go odstawiając i sięgnął po krzesło dla dziewczyny.
- Miła buzia zawsze mile widziana. - rzekł wycierając usta z jedzenia. Jakby od niechcenia czy przypadkiem rozchylił kamizelkę demonstrując klatkę.
- Jak się panienka nazywa, jeśli wolno spytać?
Usiadła na podanym krześle, nie przestając się uśmiechać. Przechylila głowę, lekko unosząc brwi na widok rozpiętej kamizelki.
-Nazywam się Lynne-podała rękę, dłonią do góry-A pan?
Przełknął kęs i wyciągnął rękę również. Na początku chciał nawet ucałować, ale stwierdził, że smalec na jej dłoni nie przyniesie pozytywnej reakcji. Ograniczył się tylko do uścisku.
- Możesz mówić mi Thazz. Jestem tutaj nowy. - zastanowił się chwilę co dodać.
- Chociaż w sumie miasto jak miasto. Tylko ludzie inni. Panienka... Lynne. Też podróżniczka czy tutejsza?
-Thazz-powtórzyła bardzo cicho, prawie nieslyszalnie, by lepiej zapamiętać imię.--W sumie to mogę rzec, że jestem tutejszą, aczkolwiek z dalekiej przeszłości-uśmiechnęła się tajemniczo.
- To znaczy? - zainteresował się.
- Dwa wina dla nas! - krzyknął w stronę baru.
-No wiesz, było się tu, potem tam i znów tu....-Urwała, po chwili dodając-Ale nie lubię mówić o sobie. Posłucham czegos na twój temat-nachyliła się trochę w kierunku rozmówcy.
-Zapłacić za siebie?
- Zaszczyca mnie pani swą obecnością i jeszcze płacić chce? Zmiłowania! - parsknął.
Dokończył ostatni kęs i odsunął łokciem talerz.
- O mnie panienka... znaczy Lynne, chce wiedzieć. - uśmiechnął się, wciąż nie mogąc przyzwyczaić się do bycia na "ty".
- Cóż.. Szwędam się po świecie od czasu jak mnie z pracy wyrzucili... W domu nie mam się po co pokazywać... Grzecznym chłopcem też nie jestem... Jeno żalić bym się mógł jaki ten świat zły, parszywy i każdy patrzy jak drugiemu gorzej zrobić. I co gorsza mi się on nawet podoba. - uśmiechnął się spod mlecznej grzywki - Znając swoje szczęście już niedługo będę miał jakieś kłopoty i przeniosę się gdzieś indziej. Ot cały życiorys.
Widząc zakłopotanie z zwracaniem się na "ty", uśmiechnęła się lekko, by znów mina jej wyrażała zainteresowanie.
-A jaka to była praca? Jeśli wolno spytać.
-I dlaczego tak sądzisz? Szczęściu trzeba dopomóc, nieprawdaż? A kłopotów pozbywać lub unikać, jeśli możliwe.-Jakby na potwierdzenie swych słów, przechyliła na chwilę lekko głowę w prawą stronę.
- Machałem mieczem ku uciesze tłumów. - mruknął jakby niezadowolony - Zachciało mi się być honorowym. I honorowo się pakowałem jak zarządca areny obiecał skrócić mnie o głowę jeśli mnie jeszcze raz zobaczy po moim wybryku.
Westchnął i polał obojgu winem. Wziął kubek w dłon i zakręcił nim, aż alkohol kołysał się tuż pod brzegami naczynia.
- Do niedawna większość walk i różnych bijatyk na arenach była ustawiana. Wiesz, aktorstwo i opracowany schemat wygląda ładnie, przykuwa oko. Ludzie gotowi byli oddać część swoich zarobków aby popatrzeć jak robiomy fikołki w powietrzu i sypiąc iskry z mieczy. Szkoda, że tylko do czasu. - zrobił pauzę, ale na tyle krótką, że nie zdążyła przerwać. - Pewnego dnia po, nie ma co kryć, wspaniałym przedstawieniu nasi najlepsi aktorzy zwyczajnie zostali zaskoczeni. Zna Lynne te piękne walki z opowieści, kiedy to powala się przeciwnika na piach i krańcem klingi mierzy w jego gardło mówiąc przy tym jakieś szumnie brzmiące brednie dla oszalałego tłumu. Wtedy było inaczej - jakiś pajac krzyknął "Zabij go!". Potem drugi. A za nimi całe trybuny. Zgłupieliśmy. Sam zarządca miał wątpliwości, ale w końcu rozkazał zabić.
Dopił kubek do dna.
- Pieniądze, których w zasadzie był deszcz, szybko wymazały strate. W sumie gdy się zapisywaliśmy, byliśmy gotowi na takie walki, ale jednak z czasem odwykliśmy. Chyba reszty się domyślasz, prawda?
Podziękowała, gdy Thazz nalal jej wina i upiła łyk. Potem kolejny i tak w miarę słuchania historii. Kiedy Thazz wypił, zerknęła na jego kubek, potem na swój. Zostało jej trochę na dnie. Po wysłuchaniu całości, zrobiło jej się trochę smutno. Dopiła resztę i postawiła kubek na stole. Spojrzała na twarz Thazza.
-Słyszałam o takich...-szukała odpowiedniego słowa--rozrywkach? Jednakże sama nie widziałam. Ale teraz widzę, że nie zawsze to jest dobre...-Urwała, gdyż przemknęło jej przez myśl, że może za dużo lub niepotrzebnie coś powiedziała.
Jako że w butelce wciąż było wino, polał dalej.
- Znaczy, powiem tak: na początku wszyscy się na to pisali. Trudno, praca jak praca. Kto ryzykuje, ten żyje. Gorzej, że wszyscy sie zgraliśmy. W tym samym zespole dawaliśmy przedstawienia dobre kilka lat, piliśmy razem, mieszkaliśmy w jednym budynku, a nawet chodzaliśmy do jednego burd... eee.. - poczerwieniał. Jeden kubeczek a już języka nie pochamował.
- Po prostu byliśmy dla siebie jak rodzina, aż tu nagle ktoś robi zmianę i mamy się zabijać. Wielu potem odeszło. Zła kolejność, nic więcej. A jednak przeszkadza.
Wziął łyk, ale tym razem dużo mniejszy.
- Może tu znajdę jakieś sensowniejsze zajęcie, chociaż tylko posługiwać się mieczem potrafię. - westchnął i wzruszył ramionami - Trudno.
Popukał palcem w butelkę i popatrzył na buzię dziewczyny zza rosuniętej grzywki.
- Wino nędzne, ale towarzystwo zaiste przednie. Rozgadałem się strasznie, niech niewasta coś powie.
Po raz kolejny podziękowała z uśmiechem za wino.
-Najgorsze jest to, że gdy się z kimś zżyje i straci tą osobę. Jeszcze lżej jest, gdy się wie, że ten ktoś jest niedaleko, lub w innym mieście. Niż -spojrzała na Thazza, czy nie urazi go tym-na tamtym świecie.-Podsumowała jego wypowiedź. Podniosła rękę, gdyż chciała go poklepać po plecach, tak w ramach zrozumienia, lecz nie znając jego reakcji na takie zachowanie-powstrzymała się. W zamian napiła się wina.
-Znajdziesz coś. Bądź dobrej myśli. W sumie to ja za niedługo, jak pieniądze zaczną mi się kończyć, też pomyśle o pracy.-Lekko się uśmiechając na tą myśl.
Kiedy poczuła jego spojrzenie na sobie, spojrzała zalotnie-Ale ja naprawdę lubię sluchać czyiś opowoeści, są o wiele ciekawsze, niż moje przeżyte do tej pory życie.
Popatrzył na podskakujące towarzystwo, lecz szybko zwrócił wrócił wzrokiem do towarzyszki. Była całkiem ładna, a wino robiło jeszcze swoje. I wcześniejsze piwo zresztą też.
- Opowiadać kobiecie o swojej pracy? Litości! - roześmiał się.
- Spójrz na tamto towarzystwo. - kiwnięciem głowy wskazał stoliczek z elfami - Odmieńcy, bo odmieńcy, ale bawić się jak widać potrafią. Nawet ich lubię. Zarażają wesołością.
Zamyślił się na chwilę. Uśmiechnął się do niej chcac coś powiedzieć.
-No dobra, jedna opowieść mi przyszła do głowy. W zasadzie od tamtej pory na swój sposób podziwiam elfy. - zapatrzył się na grupkę i pociągnął łyk. Liczył, że dziewczyna pociągnie go za język. Przynajmniej miał pretekst aby posłuchać jej głosu.
Na śmiech zareagowała lekkim zdziwieniem, bo nie wiedziała, czy przyjąć to za coś pozytywnego, czy też z ironią. Jednakże stwierdziła w myślach, że on ma nawet ładny głos, gdy się śmieje i swym zwyczajem oglądnęła go sobie raz jeszcze.
Kiedy zauważyła, że spojrzał w kierunku grupki i jeszcze nakazał, by spojrzała, skierowała również wzrok i uśmiechnęła się, zarówno do siebie jak i do nich. Przez chwilę ich obserwowała, ale, gdy mężczyzna rzucił coś o historyjce, poprosiła przymilająco:
-Opowiedz...-patrząc na jego twarz i zerkając w ich stronę.
Zakręcił kubeczkiem z winem. Poczuł się jak typowy, barowy opowiadacz. Brakowało mu tylko brody, drewnianej nogi i zapitego wyglądu.
- Jakiś czas temu byliśmy na wyjeździe. Takie popisy w innych miastach jak to chłopcy z północy są mocni i inne podtrzymywanie legend. I było jak zwykle. Niewiasty wzdychały, gdy Willy machał sejmitarami, Burt kładł wszystkich na rękę, a ja z Simorem pokazywałem ćwiczone wcześniej układy cięć i uników. I wtedy pojawili się jedni z nich. - kiwnął głową w stronę długouchych.
- Z Burtem rzecz jasna na rękę nie wygrali... Nie przesadzajmy. Chłop miał postawę trolla i przypominał dąb w swym najchudszym miejscu. Ale dla przykładu Simor ogłupiał na punkcie jednej elfki doszczętnie. Po jakimś czasie chyba z wzajemnością. A przynajmniej rozpowiadał, że lepszej kochanki niż elfka nigdzie się nie znajdzie. - napił się łyk natomiast resztę butelki wlał słuchaczce.
- Willy, ten od sejmitarów został wyzwany na taki sobie pojedynek. Wyszła... komedia. Wyglądało to jak uderzanie mgły, która w jakiś sposób jest zawsze za tobą. Nawet jak trafiał, to długouch się rozpływał. Ale zaprzyjaźnili się. I ćwiczyli.
Dopił już do dna i odstawił kubek na bok.
- Ja z kolei stworzyłem comitivę z jedną półelfką. Takiego szczęścia jak Simor to nie miałem, ale sporo się dowiedziałem o nich. Trochę jak żyją, jakie mają zwyczaje... Ciekawi są. Zupełnie jak ludzie, ale... inni. Nauczyć to mnie ona niczego nie nauczyła bo była ichniejszą znachorką... Bodajże druid to się u nich mówi. Podleczyła mnie trochę z ciągłych bóli mięśni, jakieś tam zielska dała i nic poza tym. Całkiem miła była. Ishre'en się nazywała. Ale nic nas nie łączyło.
Odruchowo zajrzał do kubka, ale przypomniał sobie, że już zdąrzył go opróżnić. "Taaaak..." pomyślał. "Zupełnie jak karczemny zabawiacz. Tylko kolejki piw powinny iść."
- No, ale wracając do tego, czym się popisali. Ostatniego dnia, bodajże ostatni dzień lata, mieliśmy brać udział w ichniejszym festiwalu. Mówię o mieścinie, w której gościliśmy. No, nasz zarządca zaproponował wspólny występ z elfami. Chłopaki się zgodziły i zrobiliśmy im taki festiwal, że do tej pory o tym wspominają. Szkoły cyrkowców, po naszym wspólnym przedstawieniu, grzecznie zwinęły namioty i pojechały dalej. Zwykli ludzie, którzy do niedawna opluwali tych odmieńców, teraz stali zapatrzeni i nie szczędzili oklasków oraz pieniędzy. Właśnie, pieniądze. Poszło ich wtedy tyle, że na blisko pól roku zniknęliśmy z oczu i tylko wydawaliśmy na co się da. Ci co sobie siedzą przy tamtym stoliku są bardzo podobni - z zapałem. Ale z nimi będzie inaczej. - bardziej mruknął niż powiedział ostatnie zdanie.
- Tutaj ludzie są inni, nie mają zadnego powodu aby ich tolerować, a co dopiero pomagać. Wyniosą się stąd szybko, albo znajdą innych odmieńców.
Wyglądało jakby jeszcze chciał coś dodać, ale wszystko zakończyl jednym westchnieniem. Popatrzył na towarzyszkę, czy aby przypadkiem nie zasnęła i miał zaszczyt rozmawiać z jej opadniętą głową.
Słuchaczka nie zasnęła, choć przez jej twarz przebiegały maleńkie cienie zmęczenia. Ale znikały po krótkiej chwili. Nawet lekko zadrżała, tylko, czy, gdy usłyszała o kochance, czy, że po ramieniach, mimo że miała suknię z długimi rękawami, przebiegł znikąd lekki i zimnawy wiatr. Malowało się jednakże zainteresowanie i zamyślenie. Analizowała wszystko, co mówił. Stwierdziła, w duchu, podczas słuchania, że każdy ma w sobie coś dobrego. I zdziwiła się lekko, że można ich tu nie tolerować. "Przecież wyglądają na przyjaznych". Do tej pory wzrok jej błądził między podłogą, a twarzą chłopaka. Teraz spoglądała na grupę. Miała wrażnienie, że zapatrzyła się na nich, i zdając sobie z tego sprawę, spojrzała na Thazza.
- Mieszkasz tu gdzieś w okolicy? - zmienł szybko temat aby nie nudzić dziewczyny. Odnosił wrażenie, że poruszył jakąś delikatną sprawę.
Popatrzył na wchodzącego łysola i już czuł, że coś się szykuje. Poza tym, chyba skądś go znał. Nie wiedział czy to dobrze. Ale raczej nie z okresu, gdy pracował w Brightfalls. Musiało być to wcześniej.
-Znaczy mieszkałam, potem się wyprowadziłam, a teraz zamówiłam tu pokój, ale jeszcze nie wiem, gdzie mam.... A o co chodzi?-spojrzała zalotnie, kładąc swą rękę na jego kolanie.
Gdy wszedł Nowy, obserwowała go, aż do momentu, gdy przeszedl koło nich. Znów wpatrywała się w Thazza z tą samą miną, nawet przez krótką chwilę z trochę mocniejszym naciskiem na kolano.
Na chwilę się ocknął, gdy poczuł jej rękę. "Wybrała moment..." skrzywił się w myślach.
Położył swą dłoń na jej i pogładził delikatnie kciukiem, jakby uspokajał dziecko.
- Znajomy. Z dawnych lat... i spraw. Tak mi się zdaje. - wpatrywał się w moczymordę przy ladzie. - I jeśli mam rację... To miasto może nie przeżyć naszego duetu. - uśmiechnął się do typa nieco złośliwie i po kumotersku, natomiast z dziewczyną pozwolił sobie na więcej i splótł wzajemnie palce.
Gdy poczuła tą lekką pieszczotę na dłoni, uśmiechnęła się, a w oczach coś błysnęło. Kolejny błysk pojawił się, gdy dłoń jej została spleciona z jego. Przysunęła się bliżej niego, tak, że odległość między nimi była naprawdę bardzo niewielka. I zaczęła spoglądać na jego spodnie...
"A myślałem że to wino było mierne..." rzucił w myślach gdy się przysunęła. Jej ukradkowych spojrzeń nie zauważył - zajęty był moczymordą.
- To zabawne. Też tu nocuję. - powiedział bez patrzenia na nią - Mam pokój na górze. - dodał, ale mimo wszystko zabrzmiało to niewinnie.
-Też masz pokój?-wyglądała na zainteresowaną, pomimo rzekomej niewinności. Zawsze twierdziła, że każdy mężczyzna wygląda, czy mówi niewinnie, a należy doszukiwać się czegoś ponad to.
- Płaciłem za dłuższy czas z góry, bo taki Rudzielec był bardzo miły. - oderwał wzrok od łysego czerepu i przeniósł na twarzyczke bliżej - To ta, co ci podawała winko, niewiasto. Może zamówić jeszcze raz, abyś się jej przyjrzała? - uśmiechnął się, zaledwie kilka centymetrów od jej buzi.
Była zaskoczona jego wyznaniem. Zastanowiła się nawet, czy to o rudzielcu było do niej. Ale chyba nie. Jednakże nie miała nic przeciwko tym kilku centymetrom. Jakby wyczekując, spoglądała w jego głebię oczu, czasem przenosząc wzrok na usta, rękę nawet wplotła w jego niezwykłe włosy.
Uśmiechnął się odsłaniając pełny garnitur uzębienia, o dziwo - kompletnego.
- Panienka, jak widze, bardzo odważna się zrobiła. - podsumował, gdy miała dłoń w jego mlecznych pasmach. Gdy miała wyciągnięte ramię, pozwolil sobie je pogładzić wolną ręką, aby zjechać nieco niżej na biodro. - Coś więcej? - zapytał prowokująco.
-Wiesz,-mówila, głaszcząc jego włosy, przy okzaji odgarniwszy swoje, odsłaniając szyję-zawsze jestem odważna. Przynajmniej w tych sprawach-uśmiechnęła się zalotnie- tylko to zależy od mężczyzny, który ze mną wtedy przebywa.
Na pytanie prowokujące odpowiedziała przechyleniem głowy i zalotnym uśmiechem.
Pogładził ją chwilę otwartą dłonią po biodrze, lecz przeszedł zaraz do delikatnego muskania opuszkami jej małych żeberek oraz pleców.
- A co mi tam... - szepnął i zachłannie przyciągnął ją do siebie.
Jego białe włosy z jej blond wymieszały robiąc swoistą zasłonkę, ale każdy kto patrzył - i tak wszystko widział. A jeśli patrzył, to dostrzegł, że pomimo agresywnego początku, chłopak jest delikatny. I usta się bardziej przytuliły niż zderzyły, zaś dłoń, która ją przyciągnęła, teraz jedynie gładziła plecy.
Tego co było przyjemne, widz jednak musiał się domyśleć sam.
Lynne delikatnie wyrwała się z ucisku. Stanęła za jego plecami, a ręce powędrowały po jego klatce, aż do brzucha, a jej twarz była przy jego twarzy.
-Chodź..wyszeptała do jego ucha, lekko gryząc małżowinę.
Schyliła się po sakwę, która leżała pod stołem. Szepnęła jeszcze do ucha:
-Nie daj się prosić. Wiem, że chcesz.
Odwóciła się i zrobiła parę małych kroków, po czym odwróciła twarz, chcąc sprawdzić, czy idzie.
Zawachał się. Powędrował spojrzeniem do dawnego znajomego, ale z czegoś w duchu zrezygnował. Wyciągnął sakiewkę i odłożył należne pieniądze za wino i wcześniejszą przekąskę. Wepchnął pieniądze do uszytej wcześniej kieszeni na klatce piersiowej, zabrał torbę i kręcąc głową - ruszył za ślicznotką.
Kiedy podszedł do niej, zbliżyła się do niego blisko i wyszeptała:
-Prowadź. Który to twój pokój?
Przerzucił torbe do drugiej reki aby móc objąć dziewczynę. Prowadzac ją do drzwi pokoju starał się ją delikatnie zaczepiać a to poprzez całowanie jej szyi, a to poprzez muskanie jej uszu wargami.
Wyjął klucz. Zabrzęczał zamek. Gdy wszedł, wszystkie tobołki pojechały szeleszcząc po podłodze w róg pokoju.
Odwrócił się i bardzo powolnym, prowokującym krokiem do niej podszedł.
Będąc w pokoju, również jej torba została rzucona gdzieś w kąt.
Gdy podchodził tym krokiem, obserwowała go z lekkim zmrużeniem oczu. Widac było, że jej się ten chłod podobał. Z czasem, gdy był coraz bliżej, jej sukienka coraz bardziej podnosiła się w górę, odsłaniając jej piękne, długie nogi.
Obserwował z zafascynowaniem jej figurę. Zrzucił kamizelkę gdzieś na krzesło i stanął wyczekująco. Stał przed nią z przekrzywioną głową, nagą klatką, w samych spodniach i zaledwie karwaszami na przedramionach. Ukradkiem tylko rzucił okiem na stół, a potem na łóżko. Z rosnącym napięciem obserwował podnoszacą się sukienkę, jakby się droczyła.
Gdy zobaczyła go w takiej postawie, ręce powędrowały na jego klatkę, co spowodowało, że sukienka sama powróciła do stanu pierwotnego. Dłonie jej błądziły po jego ciele... Zauważyła jego ukradkowe spojrzenie na łóżko i podnosząc brew, dała do zrozumienia, że się zgadza. Po czym usiadła na łóżku, powdinęła raz jeszcze sukienkę, a następnie wyczekiwała jego ruchu, leżac, opierając się na ramionach.
Na chwile powedrował za dziewczyną na łóżko aby jeszcze sobie wzajemnie pieścić usta. Rękami spokojnie gładził jej ciało, a sukienka tworzyła rozmaite fałdy na całej swej długości. Powoli odsunął sie od niej ciągnąc palcami po jej nogach i chwycił za jej zgrabne łydki.
Klęknął przy brzegu łóżka i pociągnął całe jej ciało bliżej siebie. Będąc na kolanach popatrzł jej głęboko w oczy - nawet z tego czerpał przyjemność. Oblizał spokojnie usta przybliżył usta do jej ciała. Delikatnie drażnił skórę na jej udach i przesuwał się powoli coraz wyżej. Czasami wracał niżej aby podraznić się z pięknością, z która miał przyjemność spędzać czas.
Lynne podobały się takie pieszczoty, położyła głowę na łóżku, ręce gdziś powędrowały nad nią, a jej twarz wyrażala błogość. Po chwili usiądła, zsunęła się z łóżka, spojrzała głeboko mu w oczy i poddała piszczotom jego ciało. Obdarowywała pocałunkami jego szyję i klatkę, schodząc nizej..
Mając wolne ręce, bez jakiegokolwiek zdenerwowania wyciągnął pasek. Dawno mu brakowało takich chwil, a teraz czuł się w pełni odprężony. Nachylił się trochę przodu poddając się w całości dziewczynie, ale jednocześnie ściągał własne buty.
Stał nieruchomo chwilę delektując się jej dotykiem, ale jednak zdecydował się podnieść. Objął ją delikatnie i przeniósł ją w taki sposób, że musiała opleść się nogami na jego plecach.
- Na podłodze niewygodnie.. Nie uważasz? - szepnął gdy znaleźli się już pościeli.
Pozwolił dziewczynie górować nad nim - lubił podziwiać piękno, a tak było najłatwiej. Podciągał do góry jej sukienkę zachęcając, aby już ją w zupełności zdjęła.
Zrozumiała zachętę. Usiadla na nim i zdjęła suknię. Mógł zobaczyć jej ciało w całej okazałości. Nawet z pieprzykiem nad lewą piersią.
Na chwilę go zamurowało. Ciało było niewarygodnie piękne i kształtne. W tej pozycji niewiele mógł zrobić oprócz cieszenia dłoni. I dawania przyejmności dłonią.
Pogładził ją po brzuchu, aby dotrzeć do jej łona. Starał się być delikatny. I cierpliwy. Nie ponaglał jej tylko czekał poczuje czystą, fizyczną rozkosz.
Lynne przestało trochę odpowiadać górowanie. Ileż mozna... Postanowiła to zmienić. Zawsze uważała, że lepiej jest, gdy mężczyzna góruje. Wtedy kobieta, a prznajmniej ona, czuje się bardziej bezpiecznie.
Pogłówkowała przez chwilę, położyła się na nim i lekko poczęła się zsuwać na jego lewy bok, mając nadzieje, że zrozumie jej intencje...
Gdy się zsunęła, zdziwił się, że tak ustępuje. Podniósł się na kolana i zdjął spodnie.
Po chwili łóżko zaskrzypiało. Za chwile po raz drugi. Później dało się już wyczuć rytm. Do końca obeszło się bez słów i bez czułości, a jedynie zwykłą przyjemnością.
Po wszystkim położył się na łóżku obok niej i przytulił. Kobiece ciepło było czymś, czego mu najbardziej brakowało.
Przytulona, położyła głowę na jego klatce. Czuła, że podjęła dobrą decyzję, zaczynając to wszystko i ze względu na niego i na nią. Podniosła głowę, spojrzała na niego, uświadamiając sobie, jak jest ładny i położyła ją z powrotem, zamykając oczy.
Pogładził Lynne po ślicznych włosach i poleżał z nią dobrych kilkanaście minut.
- Chodź, napijemy się jeszcze tego wina. Mierne, ale nic lepszego tu nie mają. - na zakończenie słów pocałował ją w czoło.
Położyła swą reke na jego pasie. Zaczęła teraz sie zastanawiać nad zapłatą. Było miło. To fakt. Nawet bardzo. Ale w końcu to byl jej zawód. Ale z drugiej strony.. Spojrzała na jego twarz... Było w nim coś dobrego i opiekuńczego. A moze to było tylko takie wrażenie?...
Pocałunek wyrwał ją z zamyślenia. Jednak reka zsunęła się nizej, na biodro.
Nie wiedziała, jak mu o tym powiedzieć. Poza przebiegłością, była w jakimś stopniu wrażliwa i liczyła się z uczuciami. I, do czego bała się przyznać nawet przed samą sobą, on zaczął jej się w jakimś stopniu podobać...
Westchnęłą. W głębi duszy wahała się. I to srasznie... Nie wiedziała, co zrobić.
- Hej... - szepnął w ucho - Chyba nie spędzimy tak całego dnia, prawda?
Wysunął się spod niej aby mieć jej twarz przed sobą. Pogładził ją delikatnie po buzi i zapatrzył się w jej wielkie oczka na dłuższą chwilę. Gdy oboje się uśmiechnęli, pocałował ją.
- Chodź, zejdziemy na dół. Jeśli się nie pomyliłem do tamtego olbrzyma, to może być wesoło i znajdziemy jakieś zajęcie. No, z życiem. - połaskotał ją po nagich biodrach, aż zachichotała - I nie bądź taka smutna, ślicznotko.
Lecz jej uśmieh, pomimo rozweselania, znikł. Postanowiła powiedzieć, choć nie było to dla niej łatwe.
-Thazz... Nie wiem, jak ci to rzec. W jakimś stopniu polubiłam cie. A ja trudno przekonuje sie do ludzi i im ufam. Tak mnie życie nauczyło... Chodzi o to, że mam zawód. Jak każdy..-urwała. Bała się dopowiadać reszty, by nie urazić. Wzięła głębszy oddech.
-Nie będę ukrywać. Chodzi o kasę...
Uśmiech szybko zniknął u niego również.
- Aha. - mruknął zakładając spodnie. Przeszedł w ciszy do kamizelki. Założył ją dosyć szybko - widać było, że bije od niego złość. Podniósł pochwę od miecza a z pasa wyjął sakiewkę.
- Ile ty niby chcesz? - spytał odkładając sakiewkę na stół i zapinając oba paski: i ten od spodni, i ten od miecza.
Usiadla na łóżku i spoglądała na podłogę. Na jego twarz nie miała odwagi.
-Wybacz. Nie chciałam urazić. Było naprawdę miło-uśmiechnęła się z rozmarzeniem i na krótką chwilę spojrzała się na niego.-I z tego powodu chcę najniższą stawkę. 10 koron?-szepnęła, oczekując jego reakcji.
-Ciesze się. Bo powtórki nie będzie. - rzucił jej pieniądze pod nogi - Dobrze się spisałas, niekoniecznie uczciwie. A teraz się wynoś. - otworzył drzwi na ościerz nie zwracając uwagi, czy jest już ubrana, czy tez nie. Cofnął się tylko do wnętrza, aby zebrać wszystkie rzeczy.
Była smutna, wzięła pieniądze i sakwę, założyła sukienkę na siebie. Tak szybko, jak ją zdjęła. Sukienka spłynęła po jej ciele. Spojrzała się na jego twarz. W końcu wyszla ze spuszczoną głową. Odwróciła się w jego kierunku.
-Ale to nie miało być tak. Wybacz, Najdroższy.-Oparła się tyłem o ścianę.
-Naprawdę. Nie chciałam, byś uważał mnie, że lece na pieniądze. Po prostu to ta natura. Wyuczona przez tyle lat, że trzeba upominać się o swoje nawet kosztem innych.Wiesz, jak się jest samej na świecie, bez bliskich... Tobie, mężczyźnie, jest o wiele łatwiej niż mi....A co z winem? Nie będzie? Nie możemy pozostać w dobrych stosunkach?Zajrzała przez drzwi, czy ją słucha.
Nie słuchał. Zabrał tylko torbę i zamknął drzwi. Dmuchnął w grzywkę aby odsłoniła oczy i ukazała lodowate wejrzenie. Spojrzał tylko raz. Potem zbiegł energicznie po schodach do dawnego znajomego.
Zobaczyła przebiegającego koło niej Thazza i jego spojrzenie. Przeraziła się lekko.
"Tak. I znów moja głupota wzięła góre. A chciałam się zaprzyjaźnić. Wydal mi się odpowiedni. I znów sama. Myślałam, że będę mieć w nim oparcie" pomyślała. Zsunęła się po ścianie i usiadła na podłodze pod drzwiami do tego pokoju. Westchnęła ciężko i odeszla parę kroków od drzwi. Uśmiechnęła się sama do siebie. Nie wiedziała, czemu.
Poszła do barmanki z pytaniem o pokój. Chciała wynająć.
Zatrzymała się drzwi w drzwi z Białowłosym.
Nagroda: 30 exp (Thazz i Lynne)
Komentarz kilka stron gry wstępnej, linijka seksu…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Opiekun Cieni
Mistrz Gry
Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 14:30, 20 Lip 2006 Temat postu: |
|
|
Scena w Slumsach
Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu szukając oznak ich Boga. Biedne rodziny zazwyczaj trzymają się dzięki wierze. Gdyby nie ona już dawno by pewnie umarli. Wiara jest najważniejsza. Sama była bardzo wierzącą osoba. Cały czas się rozglądając zapytała.
- Wierzycie w jakiegoś Boga? - powiedziała po czym wstała z podłogi i zaczęła delikatnie przeszukiwać dom.
- Może macie jakieś religijne księgi w domu? Modlicie się wieczorami?
Chłopiec kiwnął przecząco głową.
- Mama mówiła, że Bogów niema, a nawet, jeśli są to i tak nas opuścili.
Chłopiec przykrył siostrę starym wiele razy łatanym kocem, a ta tylko przewróciła się na drugi bok.
- I tutaj mama się myliła...
mówiła dalej przeszukując delikatnie pomieszczenie. Wygląda to jakby po prostu robiła porządki, układała i lekko wszystko sprzątała.
- ... Bo widzisz...wasza mama widocznie nie znajdowała poparcia w nikim, oprócz was oczywiście
Tu spojrzała na chłopca
- Ale wiele ludzi wierzy w swojego Boga. Na przykład ja wierze w Merriana. Chcesz posłuchać o tym Bogu? Może Ci się spodoba ta wiara. Czym się interesujesz? Lubisz zwierzęta, drzewa, nature, a może interesuje cię wielki handel bądź prawo? Umiesz powiedzieć?
W domu oprócz latających kotów kurzu, paru szczurów i ubrań niewiele było, nie znalazłaś nawet czegoś do sprzątania, a wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu.
-Bogowie nie są ciekawi, może opowiesz mi jakąś bajkę? Mama już dawno nie opowiadała nam bajek?
Zapytał z lekką nadzieją.
- Emm... Alex przez chwile zastanawiała się co niby mogła opowiedzieć dziecku. O śmierci mu nie powie, bo to raczej nie jest bajka, a tym bardziej nie dla dzieci, ale może da się to jakoś przyblizyć...
Usiadła na podłodze naprzeciwko chłopca, gdyż nie było nawet gdzie siedzieć, i poczęła wymyslać na miejscu jakąś zgrabną historyjke.
- Tak więc, większośc histori zaczyna się od słów "dawno temu" jednak nie ta. To opowieść niezwykła o ludziach, którzy stali się Bogami. Jednak w tej opowieści będzie zawarta tylko jedna osoba.
W odległych latach był chłopiec, miał lat tyle co ty jednak czuł od zawsze silną więź ze zwierzętami. Codziennie popołudniu chodził pokryjomu do lasu by móc z nimi przebywać, rozmawiać, bawić się i śmiać. Jego matka umarła poczas porodu zaś ojciec był starym pijaczyną. Czarnowłosy chłopiec bał się go dlatego często uciekał z domu. Ludzie czasem mówią, że w lesie szukał czegoś więcej niż towarzystwa...starał się odnaleźć samego siebie. Nie wiedział kim jest i czego oczekuje od niego życie. Ubierał się na czarno, często towarzyszył mu kruk. Ponoć to był jego przyjaciel z którym zawsze mógł znaleźć wspólny język. Żył tak długo, codziennie robiąc to samo. Całe południe spędzał w lesie, wieczorem wracał do domu. Wtedy jego ojciec zajmował pobliskie karczmy. Wracał do domu dopiero południem, ale chłopca wtedy nie było. Kiedy dorusł do wieku nastoletniego, miał wtedy ok 14-16 lat, postanowił sprzeciwić się ojcu. Tego jednego południa nie poszedł do lasu lecz czekał na ojca. Wieczorem usłyszał on łomot do drzwi, ale stuknięcie było tylko jedno, oraz skrzek swego kruka. Chłopiec 176cm wzrostu, czarne włosy i lekko fioletowe oczy podniósł się z łóżka i na równych nogach w swojej długiej, czarnej szacie i otworzył drzwi. Przed nimi lezał jeo ojciec, jak zwykle nietrzeźwy umysłowo, jak i na ciele tym razem. Chłopak ominął go wielkim krokiem, odwrócił na plecy i wziął go na ręce. Poszedł z nim do lasu, tam gdzie zawsze tak często przebywał. W milczeniu i bezuczuciowości na twarzy położył go koło wielkiego Dębu i odprawił ceremonie podczas której zebrało się wiele zwierząt, przyglądających się jej. Po odprawieniu mszy wrócił do domu. Kilka dni później, jak zawsze w południe wyszedł do lasu, jednak zauwarzył coś czego się nie spodziewał. Wielki Dąb, ten który miał być spoczynkiem dla jego ojca i znakiem przebaczenia, został ścięty. W okół niego ścieliło się mnóstwo zwierzęcych zwłok. Tego Południa ludzie poznali gniew chłopca. Kochał on przyrode i szanował jej cykl. Naruszenie go wzbudziło w nim tak wielki gniew, jako nikt by się nie spodziewał. Na pobliską wioske zaczęło spadać mase nieszczęść i plag. Powodzie, choroby, plagi i epidemie. Historia może nie wesoła, ale i tak kończąca się dość radośnie. Ten niegdyś chłopiec to Bóg wszystkich zwierząt. Odpowiadateż za pogodę i naturalną śmierć. Mimo iż ludzie uważają, że jest zły, tak naprawde jest on bardzo życzliwy. Jak zauważyłeś mimo tego, że ojciec nie traktował go jak powinien to wyprawił on mu godny pogrzeb. Z miłości do niego. - gdy skończyła odpowiadać zamyśliła się na chwile i powstała cisza, którą mogło jedynie przerwać słowo chłopca, bo widać było, że Alex raczej się nie odezwie.
Nagroda: Alexandra Rayon 10xep.
Komentarze: Podoba mi się bajka, więc nagradzamy. Nie dużo punktów, ponieważ nagradzamy tylko za jeden post, a nie za całe zbiory jak w przypadkach powyższych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Elveron phpBB theme/template by Ulf Frisk and Michael Schaeffer
Copyright Š Ulf Frisk, Michael Schaeffer 2004
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|
|